
janek woźniak
Subkonto nr: 102163602
wiek: 4 latka
Jak możesz pomóc?
O mnie
Cześć. Jestem Janek :) chcę opowiedzieć Wam moją historię, która zaczęła się w samym środku pandemii.
Przyszedłem na świat za wcześnie. Nie byłem na to w ogóle gotowy... w 27 tc moja mama musiała pędzić do szpitala, bo coś złego dla nas obojga zaczęło sie dziać z jej ciałem. Przy przyjęciu do szpitala usłyszałem, że mamusi odkleja się łożysko. Lekarze działali szybko. Po 3 godzinach w szpitalu nie było już możliwości, abym został u mamy w brzuszku. Cesarka i przyszedłem na świat... w zamartwicy. Nie oddychałem, moje serduszko nie biło. Ważyłem 1095g. Cudotwórcy naonatologii sprawili, że serce ruszyło, ale byłem za mały, by sam oddychać. Pomagał mi respirator. Oboje z mamą musieliśmy mieć zrobione okropne wymazy covidowe, żeby wykluczyć koronawirusa. Ja na OION, a mama na "brudnym oddziale" czekaliśmy na wynik. Na szczęście oba były negatywne. Mama została przeniesiona na oddział położniczy. Troszkę bliżej mnie, ale i tak daleko. Musiałem stać się silny i walczyć o to, żebym mógł się przytulić do mamy jak najszybciej. Mama też walczyła, ale o mleczo dla mnie, bo pan doktor powiedział, że to najlepsze lekarstwo. W trzeciej dobie po urodzeniu zmusiłem swoje płuca do pracy i zacząłem sam oddychać :) Od tamtej pory malutkimi kroczkami szedłem do przodu. 50 dni zajęło mi dołączenie do rodziców w domku. Mama po 4 dniach musiała opuścić oddział, bo było mało miejsc i w domku czekało moje rodzeństwo. Ja zostałem pod opieką cioć i wujków na OION. Mamusi nie widziałem do dnia wyjścia ze szpitala. Czułem jej obecność, bo codziennie przywoziła mi mleczko i rozmawiała o mnie z lekarzami i położnymi. A ja sobie rosłem i nabierałem siły. Po drodze zmagałem się z:
- ciężką zamartwicą urodzeniową
- dysplazją oskrzelowo- płucną
- zaburzeniami oddychania
- wylewami dokomorowymi III stopnia
- niedokrwistością wcześniaków
- żółtaczką noworodków
- retinopatią wcześniaczą
Miałem 50 dni gdy byłem gotów wyjść do domu. Mama i tata twierdzą, że wtedy się dla nich urodziłem. Radości z każdej strony nie było końca. 2130g przyjechało do domu i zmiękczyło wszystkie obecne tam serca. I tak trwamy... ja, mama, tata, siostra Misia i brat Olek.
Dziś mam lekko ponad 4 lata. Chodzę do przedszkola, do drugiej grupy. Mojemu życiu w prawdzie nic nie zagraża, ale mam problemy z koncentracją, napięciem mięśniowym, które jest zbyt małe, nie rozwijam sie społecznie tak jak mi rówieśnicy. W grudniu skończyliśmy cały proces badań mnie pod kątem zaburzeń spektrum autyzmu i pani doktor psychiatra orzekła, że mam autyzm dziecięcy w stopniu umiarkowanym.
Rodzice się martwią, bo są trochę zagubieni w tym wszystkim. Terapie, które towarzyszą mi przez te 4 lata sprawiają, że jestem słodziakiem, który marzy o locie w kosmos. Tylko muszę ujarzmić ten autyzm, a to kolejne terapie, może turnusy rehabilitacyjne, które są bardzo drogie, bo pewnie skuteczne.
Mama martwi się, bo pieniędzy nie mamy na dodatkowe zajęcia dla mnie.
I w tym miejscu mojej historii jest wolna karta dla Was dobrzy ludzie... pomóżcie uzbierać dla mnie pieniądze na terapie, żebym mógł w dorosłym życiu samemu funkcjonować i pomagać innym jak Wy ❤️
Przyszedłem na świat za wcześnie. Nie byłem na to w ogóle gotowy... w 27 tc moja mama musiała pędzić do szpitala, bo coś złego dla nas obojga zaczęło sie dziać z jej ciałem. Przy przyjęciu do szpitala usłyszałem, że mamusi odkleja się łożysko. Lekarze działali szybko. Po 3 godzinach w szpitalu nie było już możliwości, abym został u mamy w brzuszku. Cesarka i przyszedłem na świat... w zamartwicy. Nie oddychałem, moje serduszko nie biło. Ważyłem 1095g. Cudotwórcy naonatologii sprawili, że serce ruszyło, ale byłem za mały, by sam oddychać. Pomagał mi respirator. Oboje z mamą musieliśmy mieć zrobione okropne wymazy covidowe, żeby wykluczyć koronawirusa. Ja na OION, a mama na "brudnym oddziale" czekaliśmy na wynik. Na szczęście oba były negatywne. Mama została przeniesiona na oddział położniczy. Troszkę bliżej mnie, ale i tak daleko. Musiałem stać się silny i walczyć o to, żebym mógł się przytulić do mamy jak najszybciej. Mama też walczyła, ale o mleczo dla mnie, bo pan doktor powiedział, że to najlepsze lekarstwo. W trzeciej dobie po urodzeniu zmusiłem swoje płuca do pracy i zacząłem sam oddychać :) Od tamtej pory malutkimi kroczkami szedłem do przodu. 50 dni zajęło mi dołączenie do rodziców w domku. Mama po 4 dniach musiała opuścić oddział, bo było mało miejsc i w domku czekało moje rodzeństwo. Ja zostałem pod opieką cioć i wujków na OION. Mamusi nie widziałem do dnia wyjścia ze szpitala. Czułem jej obecność, bo codziennie przywoziła mi mleczko i rozmawiała o mnie z lekarzami i położnymi. A ja sobie rosłem i nabierałem siły. Po drodze zmagałem się z:
- ciężką zamartwicą urodzeniową
- dysplazją oskrzelowo- płucną
- zaburzeniami oddychania
- wylewami dokomorowymi III stopnia
- niedokrwistością wcześniaków
- żółtaczką noworodków
- retinopatią wcześniaczą
Miałem 50 dni gdy byłem gotów wyjść do domu. Mama i tata twierdzą, że wtedy się dla nich urodziłem. Radości z każdej strony nie było końca. 2130g przyjechało do domu i zmiękczyło wszystkie obecne tam serca. I tak trwamy... ja, mama, tata, siostra Misia i brat Olek.
Dziś mam lekko ponad 4 lata. Chodzę do przedszkola, do drugiej grupy. Mojemu życiu w prawdzie nic nie zagraża, ale mam problemy z koncentracją, napięciem mięśniowym, które jest zbyt małe, nie rozwijam sie społecznie tak jak mi rówieśnicy. W grudniu skończyliśmy cały proces badań mnie pod kątem zaburzeń spektrum autyzmu i pani doktor psychiatra orzekła, że mam autyzm dziecięcy w stopniu umiarkowanym.
Rodzice się martwią, bo są trochę zagubieni w tym wszystkim. Terapie, które towarzyszą mi przez te 4 lata sprawiają, że jestem słodziakiem, który marzy o locie w kosmos. Tylko muszę ujarzmić ten autyzm, a to kolejne terapie, może turnusy rehabilitacyjne, które są bardzo drogie, bo pewnie skuteczne.
Mama martwi się, bo pieniędzy nie mamy na dodatkowe zajęcia dla mnie.
I w tym miejscu mojej historii jest wolna karta dla Was dobrzy ludzie... pomóżcie uzbierać dla mnie pieniądze na terapie, żebym mógł w dorosłym życiu samemu funkcjonować i pomagać innym jak Wy ❤️
Galeria
Jak można mi pomóc
Darowiznę można przekazać w dowolnym momencie korzystając z bezpiecznej płatności online lub wpłacając pieniądze na konto (przelewem bankowym lub na poczcie).
W celu przekazania wsparcia przelewem bankowym należy dokonać przelewu na poniższe dane:
Fundacja Miej Serce
ul. Jankowicka 9
44-201 Rybnik
Bank PKOBP 20 1020 2472 0000 6202 0364 1610
Tytułem: janek woźniak - Subkonto nr 102163602
Na koniec
Z całego serca chcę podziękować wszystkim osobom za pomoc i wsparcie, którego tak potrzebuję. Dziękuję za Państwa dobroć i szczodrość którą okazaliście i proszę o dalszą pamięć o mnie :-)
Z serdecznymi pozdrowieniami
janek woźniak